Kiedy ma się długie włosy, które często traktuje się farbą, nie ma co się dziwić, że niszczeją w oczach. Już od dawna myślę nad podcięciem końcówek chociaż o centymetr, jednak zawsze mi szkoda. Dlatego cały czas szukam produktów, które choć w małym, ale widocznym stopniu odżywią i zregenerują moje włosy. W ostatnim czasie w moje ręce wpadła nowa maska - Sleek Line Colour. Większą popularnością cieszy się maska z linii Repai, której również jestem ciekawa, ale chciałam najpierw wypróbować coś mniej znanego ;).
Tak więc, jestem już po kilku użyciach i z przyjemnością podzielę się z Wami moją opinią na temat tego produktu.
Testy maski rozpoczęłam w dniu farbowania włosów. Byłam bardzo ciekawa czy obietnice producenta są choć w połowie prawdziwie. Ponieważ, jak wszyscy doskonale wiemy, z tym bywa bardzo różnie. Liczyłam przede wszystkim na podtrzymanie koloru i jego podkreślenie, a także na choć niewielką regenerację moich włosów, które w ostatnim czasie nie były jednak w zbyt dobrej kondycji. Bardzo szybko się plątały, przez co musiałam czesać je co chwile, a to także nie działa dobrze na ich kondycje. Dodatkowo zrobiły się bardzo suche, a o końcówkach to nawet już szkoda wspominać.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała na początku o ogromnej pojemności produktu, mamy tu aż 1L. Nie ukrywam, że uwielbiam takie duże opakowania (stąd narodziła się moja miłość do Kallos'a). Wiem, że niektórzy wolą produkty w mniejszych opakowaniach, jednak u mnie takie schodzą bardzo szybko, czasem nie jestem w stanie nawet do końca przetestować takich produktów, bo już po dwóch czy trzech użyciach maski/odżywki się kończą. Używam ich w dużej ilości, trzymam na włosach minimum godzinę (czasami nawet trzy lub cztery). Tu natomiast miałam pewność, że maski mi nie zabraknie przed wyrobieniem sobie na jej temat opinii.
Jeśli chodzi o opakowanie, mamy duży plastikowy słoiczek, nie ma problemu z zużyciem maski do końca, ponieważ z łatwością możemy włożyć dłoń do środka, gdy produkt zacznie się kończyć.
Jeśli chodzi o zapach, jest bardzo ładny, porównać go można do zapachów jakie czujemy w salonach fryzjerskich, a to od razu daję nam nadzieję, że działanie będzie równie dobre.
Maska jest idealnie gęsta, nie spływa z włosów, jej spłukiwanie nie sprawia także problemów.
Samo działanie mnie nie zawiodło. Włosy nabrały blasku już po pierwszym użyciu, zrobiły się także miękkie. Po kilka użyciach zauważyłam, że w końcu nie plączą się tak bardzo, a ja nie muszę chodzić ze szczotką w dłoni. Oczywiście, od czasu do czasu muszę je przeczesać, jednak nie tak często jak jeszcze niedawno. Kolor został ładnie podkreślony, nabrał ładnego zdrowego blasku i jak do tej pory nie stracił na intensywności. Nie mogę tu powiedzieć, że jest to najlepsza maska jaką miałam, ale z pewnością jest jedną z lepszych, a tych zbyt wiele nie mam.
Jeśli miałabym podsumować maskę w kilku słowach, na samym początku wspomnieć muszę, że jest z pewnością świetną propozycją dla włosów farbowanych. Jeśli nie oczekujemy cudownej regeneracji, ale widoczna poprawa stanu włosów jest dla nas wystarczającym efektem, warto kupić Sleek Line Colour.
Dodatkowo, nie płacimy dużo, za 1000ml pojemności wydamy 24,29zł.
Gdzie ją dostaniemy? W hurtowni fryzjerskiej Fryzomania, dokładnie tutaj.
muszę wyprobować, bo farbuje włosy, a jestem ciekawa jak sie u mnie sprawdzi. Do tej pory uzywalam masek rowniez z Kallosa i bylam zadowolona. Tak samo jak Ty lubie takie kosmetyki w wiekszych opakowaniach, jakos bardziej mnie cieszą niż te mniejsze :D
OdpowiedzUsuńnie znam tej maski, ostatnio farbowałam włosy może by mi się taka właśnie maska przydała ;)
OdpowiedzUsuńNie znam tej maski :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że by mi się taka maska przydała.
OdpowiedzUsuńa kallosów próbowałas?:)
UsuńNie farbuję włosów, ale chętnie bym ją wypróbowała ;)
OdpowiedzUsuńNie znam jej, ja jestem wierna maską kallos :) Ciekawa jestem jakie inne warianty oni maja bo np ja nie farbuje włosów :)
OdpowiedzUsuńStrzał w dziesiątkę, bo sama szukałam czegoś podobnego!
OdpowiedzUsuńDo tego ta cena! Bardzo zachęcająca!
I jeszcze jedno, mamy coś wspólnego, mi też szkoda podcinać włosy :-)
miałam ale jakoś nie zachwyciła mnie
OdpowiedzUsuńSpory czas temu miałam inny ich produkt i nie wspominam go miło, stąd inne mnie już nie ciekawią :)
OdpowiedzUsuńLitr to dla mnie za dużo...
OdpowiedzUsuńJa należę do osób, które lubią właśnie te mniejsze pojemności masek. Takiej wielkiej chyba nigdy bym nie zużyła. Mam problem z wykończeniem nawet tych mniejszych :P Fajnie, że się sprawdza! :)
OdpowiedzUsuńta maska widzę,że jest idealna dla mnie :) Chętnie kiedyś wypróbuję, póki co mam spore zapasy :D
OdpowiedzUsuńDla mnie za duża pojemność, ale wydaje się fajna;)
OdpowiedzUsuńNie znam tej maski :)
OdpowiedzUsuńciekawa ;) może keidyś skusze się własnie konkretnie na te ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze jej nie miałam okazji próbować :)
OdpowiedzUsuńmoże bym i spróbowała :)
OdpowiedzUsuńNie farbuję włosów, więc raczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czy i u mnie się sprawdzi..Muszę dopisać ją do listy zakupów:-)
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie, ale mojej mamie by się przydała.
OdpowiedzUsuńJa kiedyś robiłam eksperymenty z farbowaniem i takie i siakie miałam głupia małolata hehe byłam, cóż aktualnie nie farbuję ,a le warto polecić ją osobom które maja właśnie farbowane
OdpowiedzUsuńNie farbuję włosów, ale chętnie wypróbuję tę maskę dla odżywienia włosów ;)
OdpowiedzUsuń